sobota, 28 kwietnia 2012

Zwykły twarożek i niezwykła Dżenneta

Po pięciu dniach szybkich pobudek, jedzonych w pośpiechu tostów i budzenia się kawą, wreszcie sobota. Dzień, kiedy można spokojnie zrobić i zjeść śniadanie, a przy tym wszystkim uraczyć się jakąś niespieszną lekturą. Dzisiejsze śniadanie, jak na moje ostatnie zapędy, bardzo, bardzo skromne. Świeże pieczywo z twarożkiem z rzodkiewką i herbata pomarańczowo-imbirowa. Ta ostatnia może bardziej wskazana na zimne wieczory, ale co mi tam.

Podejrzewam jednak, że to niezwykła Dżenneta przykuła Waszą uwagą. Rozczaruję mym podstępem tych, którzy myśleli, że to jakiś śniadaniowy przysmak, choć trzeba przyznać, że brzmi jak smakowita potrawa. Dżenneta to imię, trochę egzotyczne, jak jego właścicielka. Oznacza raj, a ja zaraz dopisuję do niego skojarzenie z "niebem w gębie". 

Podczas porannej lektury znalazłam artykuł o Dżennecie Bogdanowicz. Ta potomkini tatarskich rodów, uczyniła z podlaskich Kruszynian wieś, której odwiedzić nie wstydzi się inny, tym razem wszystkim znany potomek, potomek królów. Kto dokładnie nie zdradzę na wypadek, gdyby ktoś zechciał sięgnąć po lekturę. Udało jej się to dzięki zamiłowaniu do kuchni tatarskiej, którą raczy wszystkich przybyłych gości. Od dziś jednym z moich kulinarnych marzeń jest zjedzenie robionych przez nią kołdunów. Dżenneta Bogdanowicz twierdzi, że to Tatarzy przywieźli do Europy z Chin pierogi, a ja nie śmiem polemizować. Jednak myli się ten, kto uważa, że w Kruszynianach jest po prostu jakaś restauracja. Rodzina Bogdanowiczów otworzyła swój dom dla gości. Na początku turyści odwiedzali meczet, a przy okazji zaglądali do domu Dżennety. Bardzo szybko jednak jej kuchnia, dom i rodzina stali się głównym celem wędrówek. Podziwiam i zazdroszczę tego co udało jej się stworzyć, mimo sceptycznych spojrzeń, kiedy zaczynała realizować swój pomysł. Miejsca pachnącego tatarską kuchnią, które stało się jej sposobem na życie. Domu, do którego nie tylko tłumnie przybywają turyści, ale który pokazał jej córkom, że nie muszą za wszelką cenę starać się być takie jak inni, by uzyskać uznanie. Na koniec przytoczę fragment z artykułu, który wyjątkowo mi się spodobał, i który mógłby być odpowiedzią na ten mój zachwyt i niedowierzanie, że tak się da.

"-Czegoś takiego nie da się zrobić z wyrachowania, z biznesplanem w ręku - mówi Dżenneta. - Słyszę czasem: "ależ miała pani nosa do interesu!". Bzdura! To był po prostu mój pomysł na życie. Udało nam się, bo jesteśmy autentyczni - stwierdza stanowczo. (...)".
Artykuł, którym się posłużyłam nosi tytuł: "Tatarska gościnność" i znajdziecie go na stronie 68 miesięcznika Zwierciadło, maj 2012.


Na sam koniec przepis na twarożek i herbatę.

Składniki:
twarożek
200g twarogu półtłustego
100g śmietany 18%
pęczek rzodkiewek
1 plasterek cebuli
sól i pieprz do doprawienia
herbata
czarna herbata
obrana skórka z mandarynki, kilka małych plasterków
szczypta imbiru

Sposób przygotowania:
Rzodkiewkę kroimy w kostkę (ja lubię większe kawałki o boku do 1cm). Drobno siekamy cebulę. Wsypujemy do miseczki. Dodajemy twaróg i śmietanę. Wszystko mieszamy. Doprawiamy solą i pieprzem.
Do kubka wkładamy herbatę, imbir i skórkę z mandarynki. Zalewamy gorącą wodą. Gotowe! Nic specjalnego :)

czwartek, 26 kwietnia 2012

Błyskawiczne tartaletki - patent Jamiego Olivera


Przepis na błyskawiczne tartaletki znalazłam w książce Jamiego Oliviera "30 minut w kuchni". Całym sekretem jest użycie gotowego ciasta francuskiego. Przygotowanie deseru trwa ok 25 minut. Bazą jest upieczone w formie do muffin ciasto. Nadzienie - tu ograniczana nas tylko wyobraźnia. Podstawą jest kwaśna śmietana i jajko, a do tego można dodawać co dusza zapragnie. Oryginalnie Jamie proponował skórkę z pomarańczy i aromat waniliowy, ale kto zabroni dodać kakao lub czekoladę? Kto zaprotestuje, gdy dodam pokrojone owoce, albo przeciery z nich? Upieczcie ten prosty deser raz, a zaczniecie do niego wracać. Jest błyskawiczny, banalnie prosty i naprawdę pyszny. Żeby było jeszcze bardziej słodko, polewamy wszystko golden syrupem.

Składniki (na 12 tartaletek):
420g ciasta francuskiego
cynamon
cukier waniliowy
1 jajko
125g kwaśnej śmietany (u mnie 18%)
2 połówki brzoskwiń z puszki
1 łyżka cukru trzcinowego
mąka do oprószenia blatu
dodatki
1 połówka brzoskwini z puszki
6 malin

Sposób przygotowania:
Rozgrzewamy piekarnik do 220 stopni. Ciasto francuskie rozwijamy na blacie delikatnie oprószonym mąką. Posypujemy je cynamonem i cukrem waniliowym. Zwijamy w rulon. Rulon kroimy na 12 równych kawałków. Wkładamy je do formy na muffiny jak na zdjęciu poniżej. Palcami rozgniatamy i tworzymy z ciasta "koszyczki". Wstawiamy do piekarnika na 10-12 minut, aż do zarumienienia.


W czasie pieczenia ciasta, wkładamy do miski 2 połówki brzoskwiń i mielimy na przecier ręcznym blenderem. Do miski dodajemy jajko, śmietanę, cukier i odrobinę cukru waniliowego. Ubijamy mikserem ok. 2 minuty, aż masa dokładnie się połączy.
Kiedy ciasto jest rumiane, wyjmujemy je z piekarnika (nie wyłączamy go). Ciasto pewnie rozrosło się, więc bez skrupułów łyżką nadajemy mu ponownie kształt koszyczków. Wlewamy do nich przygotowaną w misce masę. Ponownie wstawiamy do piekarnika, zmniejszamy temperaturę do 200 stopni i pieczemy 8 minut.
Po wyjęciu czekamy aż ostygną. Najlepiej wyjąć je na kratkę.
Połówkę brzoskwini kroimy na 6 cząstek. Dekorujemy tartaletki brzoskwinią lub maliną. Polewamy syropem. Obowiązkowo jemy jedną tartaletkę, kiedy jest jeszcze ciepła :)


wtorek, 24 kwietnia 2012

Ogródek na parapecie

Kwiecień to idealny miesiąc na sadzenie ziół. Podejrzewam, że ścisłe trzymanie się miesięcy ma większy wpływ przy wysiewie w ogrodzie,a nie na parapecie, ale nawet w takim ogródku najłatwiej coś wyhodować, kiedy dzień jest coraz dłuższy. Nie będą pisać z perspektywy eksperta, bo nim w żadnym wypadku nie jestem. Postanowiłam jednak tym postem przypomnieć osobom, które nosiły się z takim zamiarem, że właśnie teraz jest świetna okazja. Dla mnie ta "hodowla" to pierwsze takie doświadczenie. Niestety ręki do kwiatów nie mam i regularnie usycha mi, bądź więdnie z bliżej nieznanych powodów wszystko, co wejdzie w me posiadanie.

Chciałam wyhodować zioła z nasion, bo kupowane w sklepach spożywczych rośliny w ekspresowym tempie marniały i więdły. Podobno sadzonki kupione w sklepie ogrodniczym zachowują się o wiele lepiej, ale zrażona tym co działo się z ziołami z marketów, postanowiłam nie ryzykować. Zakup nasion w to koszt od 2 - 5zł zależnie od marki i składu. 

Bardzo zależało mi na bazylii, bo to roślina, która na stałe przyjęła się w mojej kuchni. Myślę, że ogólnie w polskich kuchniach została ona przyjęta bardzo chętnie i traktujemy ją obecnie jak powszechny dodatek do dań. W drugiej kolejności zamarzyła mi się mięta. Świetnie komponuje się z owocowymi deserami. Potrafi orzeźwić wiele potraw. No i oczywiście, last but not least, jest składnikiem mohito, czyli drinka, do którego mam ogromną słabość ostatnimi czasy. Na koniec zdecydowałam się na mieszankę rozmarynu, tymianku i szałwii. Te zioła często dodaję do ziemniaków, więc dobrze byłoby mieć je pod ręką. Szczególnie, że zazwyczaj lądują na patelni i suszone nie najlepiej spisują się w tej roli. Na zdjęciach widzicie jak moje zioła wyglądają po tygodniu od wysadzenia. Na górze po lewej kiełkuje bazylia. Posadziłam ją bardzo płytko i pewnie dlatego jako pierwsza się pojawiła.

Po prawej stronie jest mieszanka szałwii, rozmarynu i tymianku. Na początek wysiałam nasiona w pudełkach po lodach. Podobno opakowania po jogurtach to najpopularniejsze pojemniki na pierwszy wysiew.

Największy problem miałam z doborem ziemi. Przeczytałam, że zioła nie powinny być sadzone w ziemi do kwiatów, ani żadnej innej, która zawiera dużo "chemii i udoskonalaczy". Niestety w sklepie, w którym kupowałam nasiona była tylko ziemia do storczyków, fikusów i kaktusów. Poza tym do cyprysów i irysów. Coś co by się nadawało do ziół? "Eeee..., to może kwiatowa?" - usłyszałam od pani ekspedientki, więc wyszłam niepocieszona. Na szczęście mój Mężczyzna ma to do siebie, że potrafi odnaleźć się w przeróżnych dramatach mojego życia i przywiózł mi któregoś pięknego dnia 5 litrów ziemi uniwersalnej. I to było to.

Zioła posadziłam dość płytko. Podlewam je rzadziej niż raz dziennie. Staram się dbać by nie miały sucho, ale raczej ich nie przelewam. Może to błąd? Chętnie poznam Wasze opinie i doświadczenia. Stoją na południowym parapecie, choć ciężko mówić o południowym parapecie w mieszkaniu z oknami na zachód i wschód. Minimalne nachylenie o kilka stopni w stronę zachodnią przesądziło o wyborze tego parapetu, choć nie jestem przekonana co do słuszności tego wyboru.

Najgorzej z całego towarzystwa zachowuje się jak do tej pory mięta. Widzę po tygodniu 2 kiełki. Zobaczymy co będzie dalej. A jak wyglądają wasze doświadczenia z własną hodowlą ziół? Czy są jakieś tajemne sposoby, niezawodne praktyki, tajemne składniki? A może doświadczenie nauczyło Was, że czegoś zdecydowaniu nie należy robić? Z mojej strony mogę powiedzieć, żeby patrzeć z przymrużeniem oka na rady co do specjalnej ziemi, nawozów do nasion, itp... Ponoć zioła nie są zbyt wymagające. Jeśli poszukiwanie odpowiedniego nawozu ma Was powstrzymać przed ich wysiewem, zdecydowanie lepiej zaryzykować i nie przejmować się za bardzo wszystkimi poradami. Zawsze można nauczyć się na swoich błędach, a satysfakcja, kiedy widać pierwsze liście - bezcenna. Szczególnie wiosną! :)

niedziela, 22 kwietnia 2012

Włoskie śniadanie

Tym razem śniadanie w stylu włoskim, ale bliskie naszym polskim smakom. Omlet standardowo z cebulką i kiełbasą, ale wzbogacony o dodatek sera. Jeśli macie ochotę możecie dodać parmezan. Ja użyłam goudy, więc w daniu są wpływy holenderskie ;) Żeby nie było nudno omlet został złożony, pokrojony i utopiony w pomidorowym sosie. To bardzo sycące śniadanie, które spokojnie może również pełnić rolę obiadu.

Składniki:
omlet
4 jajka
150ml mleka
45g kiełbasy podwawelskiej (wyobraźcie to sobie z boczkiem lub szynką)
1/4 małej cebuli
1 ząbek czosnku
2 garście tartego sera (u mnie gouda) 
łyżeczka masła do podsmażenia cebuli i kiełbasy
sos
1/4 małej cebuli
2 ząbki czosnku
puszka pomidorów
szczypta rozmarynu
łyżka suszonej bazylii
150ml  wywaru z warzyw 
pół łyżeczki masła do podsmażenia cebuli i czosnku
dodatki
świeże pieczywo

Sposób przygotowania:
W pierwszej kolejności robimy omlet. W drobne kawałki kroimy cebulę, czosnek i kiełbasę lub inną wędlinę, którą zdecydowaliśmy się użyć. Podsmażamy na patelni, ale nie dopuszczamy do spalenia. Mieszamy trzepaczką jajka z mlekiem. Przyprawiamy solą i pieprzem i wlewamy na patelnię. Nie mieszamy, czekamy aż omlet zacznie się ścinać tak, by można było podnosić jego brzegi. Delikatnie podnosimy brzegi i pozwalamy, by jajka spływały na spód. Tym sposobem omlet ścina się, nie przypalając. Kiedy jest już prawie na tyle ścięty, by móc przewrócić go na drugą stronę, posypujemy serem. Przerzucamy na drugą stronę i czekamy, aż spód będzie rumiany. Gdy omlet jest gotowy, zdejmujemy go i składamy na pół.

Omlet czeka na talerzu, a my przygotowujemy na tej samej patelni sos. Siekamy cebulę i czosnek. Wrzucamy na rozpuszczone masło. Podsmażamy do miękkości, dolewamy bulion i pomidory z puszki. Doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy ogień i gotujemy, aż sos będzie gęsty. Na koniec dodajemy sól, pieprz, szczyptę cukru, rozmaryn i bazylię. Gotujemy 1 minutę. Kroimy złożony omlet na plasterki, dorzucamy na patelnię i gotujemy 2 minuty.

Danie na gorącej patelni umieszczamy na stole. Jako dodatek świeże pieczywo.


piątek, 20 kwietnia 2012

Makaron mascarpone


Niestety autorstwa tego banalnego przepisu nie mogę przypisać sobie. Makaron mascarpone po raz pierwszy jadłam w stołówce w pracy. Od kiedy go spróbowałam, zawsze wybieram to danie, jeśli tylko jest w menu. Ponieważ jest naprawdę wyborny, nie tylko ja się nim zajadałam i dość szybko moja obrotna koleżanka Karolina postanowiła samodzielnie zmajstrować jego kopię w zaciszu swojej kuchni. W związku z tym, że Karolina to dobra dziewczyna, jak tylko go zrobiła, podzieliła się przepisem ze swoimi koleżankami z pracy, a ja podaję dalej. Szybki, bardzo prosty i jeszcze bardziej smakowity. Koniecznie spróbujcie.

Składniki (porcja 3 osoby):
niewielka pierś z kurczaka
średnia cebula
1 ząbek czosnku
puszka krojonych pomidorów
opakowanie serka mascarpone (użyłam 250g)
bazylia najlepiej świeża, ale i suszona spełni swoją rolę
mąka do oprószenia kurczaka
sól, pieprz, szczypta cukru
oliwa z oliwek do smażenia
makaron

Sposób przygotowania:
Wstawić wodę na makaron. Kiedy będzie wrząca, posolić i dodać makaron w ilości dla 3 osób.

Pokroić cebulą w drobną kostkę, a czosnek na pół i w plasterki. Rozgrzać oliwę na patelni i zeszklić cebulę z czosnkiem, często mieszając. 
W międzyczasie pokroić pierś kurczaka na niewielkie kawałki. Posypać solą i pieprzem, obtoczyć w mące. Dorzucić na patelnię i dobrze zrumienić.
Kiedy kurczak będzie rumiany dodać pomidory z puszki. Przyprawić solą, pieprzem i szczyptą cukru. Doprowadzić do wrzenia, gotować na średnim ogniu 3 minuty. Dodać serek mascarpone. Mieszać aż się rozpuści. Spróbować sos i w razie konieczności doprawić. Do roztopionego sosu dodać dużą garść świeżej bazylii lub 1,5 łyżki suszonej. Dusić na małym ogniu jeszcze 5 minut.

Udekorować można świeżymi listkami bazylii i/lub połówkami pomidorków koktajlowych lub innych małych.


P.S. Niestety jakość zdjęć ostatnio pozostawia wiele do życzenia, ponieważ wieczory nie sprzyjają sesjom fotograficznym. Słońce w tym tygodniu nie bardzo ma ochotę się pokazywać się w dzień, a co dopiero około godziny 19.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Zupa krem ze szparagów


Wstyd się przyznać, ale do tej pory nie używałam w kuchni szparagów. Podchodziłam do nich nieufnie, nie do końca wiedząc co z nimi zrobić i czego się po nich spodziewać. Robiąc zakupy na weekend, zobaczyłam jednak jak pięknie prezentują się na wejściu stoiska z warzywami i tym sposobem, zamiast do domu wrócić z rabarbarem, wróciłam z nimi. Przy pierwszym spotkaniu potraktowałam je trochę brutalnie i postanowiłam zrobić z nich miazgę. I tak powstała zupa krem ze szparagów. Bardzo delikatna. Drobny pazur nadaje jej gałka muszkatołowa i kilka kawałków surowego pora, który miał stanowić dekorację, a okazał się dodatkiem, który gorąco polecam jako składnik obowiązkowy.

Składniki:
500g białych szparagów
1 duży por
0,7l wody
100g śmietany 18%
1 kostka rosołowa drobiowa
1 czubata łyżka mąki
2 łyżki masła
2 łyżeczki gałki muszkatołowej
sól i pieprz

Sposób przygotowania
Wlać wodę do rondelka i wstawić na gaz.
W czasie, kiedy woda się gotuje obrać szparagi, odciąć zdrewniałe końce i pokroić na kawałki długości 2-3cm.
Kiedy woda zagotuje się, dodać kostkę rosołową i wrzucić szparagi.
Kiedy szparagi się gotują pokroić w plastry pora. Kilka cienkich krążków odłożyć do późniejszej dekoracji, resztę pora podsmażyć na maśle na patelni. Kiedy będzie miękki dosypać mąkę i przygotować zasmażkę. Gdy będzie gotowa, dolać do niej 3 małe chochle bulionu z gotujących się szparagów, wymieszać i zdjąć z ognia.
Z rondla ze szparagami wyłowić ugotowane końcówki rośliny. Do reszty wrzucić pora z zasmażką, zdjąć garnek z ognia i zmiksować blenderem ręcznym. Ponownie wrzucić końcówki szparagów do zupy. Pozostawić do dalszego gotowania.
Do śmietany dodać 3 małe chochle zupy. Po każdej chochli wymieszać dokładnie ze śmietaną. Całość dolać ponownie do zupy. Dobrze wymieszać. Doprawić gałką muszkatołową, solą i pieprzem. Pogotować jeszcze 2 minuty.

Gotową zupę podawać posypaną kolorowym pieprzem i obowiązkowo z kilkoma cienkim plasterkami posiekanego świeżego pora.


sobota, 14 kwietnia 2012

Pancakes z malinami i brzoskwiniami, czyli sobotnie śniadanie mistrzów


To śniadanie planowałam już przed świętami, ale weekend wielkanocny nie sprzyjał takim smakołykom. Pancakes na sposób polski z twarożkiem, malinami, brzoskwiniami, syropem brzoskwiniowo-malinowym i bitą śmietaną. Jako dodatek - golden syrup z poprzedniego postu. Naleśniki smakują jak gofry, a porcja widoczna na zdjęciu jest bardzo sycąca. Polecam na dobry początek weekendu.


Składniki (porcja dla 4 osób):
pancakes
3 nie do końca pełne szklanki mąki
3 jajka
2 pełne szklanki mleka
120g rozpuszczonego masła
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 szklanki cukru pudru
szczypta soli
źródło przepisu: blog kwestia smaku.
twarożek
300g sera białego półtłustego
200g śmietana 18%
2 łyżki drobnego białego cukru
pół łyżeczki cukru waniliowego
śmietana
400g śmietany kremówki 30%
szczypta cukru
pół łyżeczki cukru waniliowego
owoce
300g brzoskwiń z puszki (masa bez zalewy)
150g malin
syrop
szklanka syropu z puszki z brzoskwiniami
150g malin
szklanka cukru drobnego białego


Sposób przygotowania:
twarożek
Przełożyć wszystkie składniki do miseczki i ugnieść/wymieszać widelcem. Sprawdzić słodkość twarożku, w razie konieczności dosłodzić. Twarożek nie powinien być za suchy.
owoce
Połówki brzoskwiń przekroić na pół i pokroić w plasterki o ok 4mm szerokości.
Jeśli maliny są zamrożone - rozmrozić.
śmietana
Śmietanę przelać do miseczki. Ubijać mikserem. Po 30s. dodać cukier i ubijać aż śmietana będzie sztywna. 
syrop
Do rondelka wlać sok z brzoskwiń, dodać maliny, wsypać cukier. Doprowadzić do wrzenia, zmniejszyć ogień na mały i widelcem zgnieść maliny. Gotować do uzyskania lekko gęstej konsystencji. Zdjąć z palnika, postawić na parapecie, koło otwartego okna, by wystygł. Gdy syrop się ostudzi zgęstnieje.
pancakes
Wymieszać mikserem w misce wszystkie składniki. W moim przypadku konsystencja była gęstsza niż standardowe ciasto naleśnikowe. Najlepiej spróbować usmażyć pierwszy naleśnik i sprawdzić na sobie czy jest smaczny, nie za bardzo gumiasty :)

Kiedy naleśniki są gotowe, tworzyć "torty" w następujący sposób. Położyć na talerzu pierwszy naleśnik. Posmarować cienko twarożkiem i położyć na niego brzoskwinie. Położyć drugi naleśnik. Posmarować cienko twarożkiem, a ten polać syropem z kawałkami malin. Położyć ostatni naleśnik. Udekorować cukrem pudrem, owocami, syropem. Obok położyć 2 kleksy śmietany.


środa, 11 kwietnia 2012

Czy to jeszcze Golden Syrup?


Syrop na bazie cukru. Zrobiłam go głównie z myślą o sobotnich pancakesach, które mam w planach. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie dodała swoich 3 groszy. Ponownie, wersję klasyczną znajdziecie na blogu moje wypieki. Mój syrop ma aromat pomarańczy i wanilii. Stąd pytanie czy to jeszcze on, czy może już nie? Coś podobnego w wersji mini i bez wanilii robiłam jako polewę do szybkich tartaletek po portugalsku wg Jamiego Olivera, zresztą za jego dokładnymi instrukcjami z książki "30 minut w kuchni"

Składniki:
na pierwsze stopienie
100g cukru trzcinowego
25g wody
na drugie stopienie
10g cukru waniliowego
290g cukru trzcinowego
200g cukru białego drobnego
300g wrzącej wody (wlewam do czajnika 350g na wypadek wyparowania części)
1 łyżka soku z cytrynu
sok z połowy wyciśniętej pomarańczy (średniej wielkości)

Sposób przygotowania:
Do rondelka, który docelowo ma pomieścić wszystkie składniki, wlać 25g wody i wsypać 100g cukru trzcinowego. Zagrzać do skarmelizowania, czujnie pilnując, by cukier się nie przypalił.
Zestawić z ognia.
Dolać do rondelka wrzącą wodę (uwaga może pryskać - wrząca woda jest i tak chłodniejsza niż rozgrzany karmel), dosypać pozostałą mieszankę cukrów -waniliowy, biały, trzcinowy (razem 500g), dolać sok z cytryny i pomarańczy.
Ponownie postawić na ogień. Rozgrzać, przemieszać, zmniejszyć płomień do minimum i gotować kolejne 45 minut.
Po tym czasie przelać do szklanych naczyń, w których planujemy przechowywać syrop. Pozostawić do wystygnięcia. Przechowywać w temperaturze pokojowej, nie w lodówce.

Używać z umiarem, bo to bomba kaloryczna :) Mam zamiast sprawdzić czy syrop nada się jako dodatek do kawy lub herbaty, ale to już nie dziś. Jak się dowiem, to napiszę.


sobota, 7 kwietnia 2012

Chleb żytnio pszenny


Wśród zalewu mazurków, bab i jajek na wszelkie sposoby, ja na święta polecam własny chleb, na własnym zakwasie. Uwielbiam żytnie pieczywo, lekko wilgotne, które bez asysty innych dodatków, z samym masłem broni się w 100%.

Bazowy przepis to 60/40 Nilsa. Znajdziecie go na blogach: Tatter o chlebie i u Doroty z mojewypieki. Ja zwiększyłam odrobinę ilość składników i zmieniłam proporcje, ponieważ z podstawowej ilości w przeciętnej keksówce chleb moim zdaniem wychodził za niski. Te proporcje z oryginalną ilością wody i zwiększoną mąki czynią ciasto o wiele bardziej ścisłym, więc podejrzewam, że dałoby się uformować z niego bochenek rękami i piec go na kamieniu w piekarniku, zamiast w formie.

Składniki:
300g zakwasu żytniego
150g mąki razowej (żytniej lub pszennej)
210g maki pszennej
200ml wody
10g soli
ok. 3 g drożdży

masło
otręby do wysypania keksówki

Sposób przygotowania:
Wszystkie składniki umieścić w misce i wymieszać mikserem do całkowitego połączenia się. Pozostawić miskę przykrytą ściereczką na 45 min.

Ponownie przemieszać zawartość mikserem i zostawić na kolejne 45 min do 1h.
W tym czasie przygotować keksówkę. Wysmarować masłem i obsypać otrębami.
Przełożyć ciasto do formy i pozostawić na około 2h. Przy wyższej temperaturze w mieszkaniu ten czas może być mniejszy, ale warto czekać aż ciasto wyrośnie, podwajając swoją objętość (zdjęcie poniżej).

Piekarnik nagrzać do temperatury 250C. Naciąć wierzch chleba, wstawić do piekarnika i piec 10-15 min. Następnie zmniejszyć temperaturę do 220C i piec kolejne 40 minut. Pod koniec pieczenia warto sprawdzić czy wierzch chleba nie jest za mocna spalony i przykryć go folią, by do tego nie dopuścić.

Chleb jest gotowy, gdy po wyjęciu i "zapukaniu" w spód wydaje głuchy odgłos. Należy go wyjąć z formy i studzić na kratce. Wierzch można przykryć ściereczką, żeby parując trochę go zmiękczyć i ułatwić późniejsze krojenie.

Smacznego!

czwartek, 5 kwietnia 2012

Ascetyczny krem pieczarkowy


Kiedy wiosna postanowiła przywitać nas deszczem, wiatrem i zimnem, ja postanowiłam poprawić sobie humor smaczną zupą kremem. Tego typu zupy lubię za szybkość przygotowania i możliwość podawania na różne sposoby. Klasycznie w miseczce z przeróżnymi dodatkami: grzankami, drobnymi zapiekankami z serem, makaronem czy ryżem, albo w kubku, mobilnie, do chwycenia w rękę i wypicia siedząc na parapecie i patrząc na pluchę za oknem. Tym razem miało być minimalistycznie. Postawiłam na pieczarkową.

Składniki:
500g pieczarek
1 duża czerwona cebula
2 ząbki czosnku 
200g śmietany 18%
1 kostka bulionowa warzywna
2 litry wody 
2 łyżki soku z cytryny
4 łyżki suszonej natki pietruszki lub świeżej
3 łyżki masła
2 kieliszki białego wina

Dodatki:
Kolorowy krótki makaron rurki
lub
bagietka + ser gouda

Sposób przygotowania:
Do garnka wlać wodę, wrzucić kostkę bulionową i gotować.
Pokroić cebulę w piórka i czosnek w plasterki. Obsmażyć na jednej łyżce masła. Wrzucić do garnka z gotującym się bulionem razem z masłem.
Pieczarki pokroić w plasterki. Odłożyć 4 garście pokrojonych pieczarek, resztę podsmażyć na drugiej łyżce masła. W międzyczasie pieczarki posolić i popieprzyć. Pod koniec smażenia (nie muszą być rumiane) wlać białe wino. Poczekać aż część odparuje i wlać resztę z pieczarkami do garnka. 
Po kilku minutach gotowania z pieczarkami zmiksować wszystko blenderem ręcznymi. Dolać sok z cytryny i śmietanę. Najpierw śmietanę rozrobić z odrobiną gotującej się zupy, żeby się nie ścięła. Dosypać natkę pietruszki.
Na trzeciej łyżce masła podsmażyć pozostałe pieczarki do zrumienienia. 
Usmażone pieczarki wrzucić do miseczek, w których podamy zupę. Zalać ugotowaną zupą i posypać natką.

Dodatki:
Makaron - ugotować równolegle z gotującą się zupą.
Mini zapiekanki - pokroić bagietkę na drobne krążki, zetrzeć ser, posypać serem bagietki, zapiec całość w piekarniku lub pod grillem w mikrofali. W tym ostatnim przypadku warto najpierw opiec same bagietki, a gdy są już twarde dodać ser.

Smacznego!

środa, 4 kwietnia 2012

Powitanie

Bardzo długo nosiłam się z zamiarem prowadzenia własnego bloga kulinarnego. Podejrzewam, że powody, jakie się za tym kryją są dość prozaiczne i mało oryginalne. Po pierwsze, niesłabnące zamiłowanie do jedzenia i gotowania, a od kiedy wreszcie wprowadziłam się do mieszkania z piekarnikiem, który nie grozi wybuchem, również pieczenia. Po drugie, zachwyt tym co widzę na blogach innych autorów i ambicje, by im dorównać. Po trzecie, przyjemność i satysfakcja oddawania w obrazie harmonii tego co na talerzu.

Kuchnia, która najbardziej mi smakuje jest prosta. Dania składają się z niewielkiej ilości składników, w wielu przypadkach są wprost oczywiste, ale wierzę, że klasyka w kuchni, tak jak w modzie, zawsze jest w cenie. Dojrzałe, świeże warzywa lub owoce, połączenie mąki z jajkiem, mięsa i zioła, kieliszek wina... Kulinarnie muszę się jeszcze wiele nauczyć, ale to chyba jest w tym najprzyjemniejsze. Poznawanie nowych smaków, stawanie w szranki z daniami o reputacji pogromcy najlepszych kucharzy, coraz śmielsze eksperymentowanie i niekończące się poszukiwania dania doskonałego. I o tym będę informować Was na bieżąco.

Zapraszam do śledzenia mojego bloga, na którym będę dzielić się sprawdzonymi przeze mnie przepisami. Ich autorami są zarówno znane twarze takie jak Jamie Oliver, Julia Child czy Nigella Lawson, jak i zaprzyjaźnione osoby - od mojej mamy zaczynając na przyjaciółce przyjaciółki kończąc. Pojawiać się będą tu również recenzje książek kulinarnych i miejsc serwujących jedzenie pod każdą postacią, w większości ze stolicy.

Życzę miłej lektury,
bon appetit!