piątek, 17 kwietnia 2020

Najprostszy chleb na drożdżach... 5 lat później



Wiosna. Wszystko rośnie - rośliny i... chleby. Wracam do ich pieczenia.

Na pierwszy ogień poszedł chleb na drożdżach, z garnka. Bardzo prosty w przygotowaniu, a efektowny. Nie mam garnka żeliwnego, więc piekę albo w szklanych naczyniach, albo w widocznym na zdjęciu garnku ceramicznym. 

Użyłam drożdży suchych - 1 łyżeczka robi robotę. Przepis podaję poniżej. Znalazłam go na blogu przepisnachleb.pl. Pod przepisem z kolei, jeszcze trochę refleksji.

Składniki:
  • 450g mąki pszennej 650
  • 330g/ml wody
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka suszonych drożdży


Przygotowanie:
Wszystkie składniki wymieszać wieczorem w misce. Można to zrobić łyżką. Tylko do połączenia składników. Żadne roboty nie są potrzebne. Drożdże przez noc zrobią swoje. 

Przykryć ciasto folią spożywczą lub ręcznikiem i zostawić na 10-18 godzin (na noc, do rana).

Rano obsypać mąką blat i wyjąć ciasto. Złożyć 4 boki.  Przełożyć na drugą stronę. Uformować kulę i przełożyć do obsypanego mąką koszyka lub miski ze ściereczką obsypaną mąką. Odstawić na 1 godzinę przykryte ściereczką.

W tym czasie włożyć do piekarnika naczynie do pieczenia i rozgrzać wszystko do temperatury 240 stopni.

Wyjąć z piekarnika naczynie. Przełożyć do niego chleb i przykryć. Piec pod przykryciem 20-30 minut. Zdjąć pokrywkę i dopiekać kolejne 20 minut aż chleb zbrązowieje.

Studzić na kratce.
***




Chleb wychodzi spory. Jeśli nie przejecie go w 2 dni to potem świetnie nadaje się na grzanki z tostera. Uwielbiam go jeść w tej formie z pomidorami malinowymi.

Drobny sukces z chlebem na drożdżach obudził we mnie chęć powrotu do pieczenia na zakwasie. Starter powoli dojrzewa w słoiku. W weekend pewnie będzie gotowy do pierwszych wypieków.

Zamarzyły mi się też organiczne mąki z polskich młynów. Gdyby ktoś mógł polecić jakieś sklepy internetowe ze sprawdzonymi mąkami byłoby super, ale obawiam się, że nikt nie przeczyta tego posta, bo od 5 lat nie prowadziłam bloga.

Zatęskniłam jednak za pieczeniem i gotowaniem, i dzieleniem się swoimi sukcesami i porażkami na tym polu.

Przez 5 lat zmieniło się u mnie wiele. Zmieniło się też podejście do kulinarnego blogowania. Własna działalność fotograficzna sprawiła, że wreszcie zrozumiałam, co w fotografii cenię sobie najbardziej, a jest to autentyczność i dokumentowanie, a nie kreowanie i stylizacja. Te bez żalu pozostawiam kolorowym magazynom.

Bloga odkopałam, bo szukałam przepisu na drożdżowe ciasto, które chciałam zrobić na tą Wielkanoc w izolacji. Z Kubą w pamięci mamy ciasto drożdżowe, które robiłam jeszcze na Żoliborzu, a które wyrosło niemiłosiernie (z tego wpisu). Wskrzesiłam więc blog na Bloggerze :)

Pewnie będę tutaj wracać i dzielić się swoimi kulinarnymi poczynaniami i refleksjami, bo... sprawia mi to przyjemność. Miło byłoby sobie z kimś tu o tym móc plotkować. Wpadajcie więc.

A dziś, jeśli ktokolwiek to czyta, byłabym wdzięczna za polecenie dobrych mąk na chleb i ulubionego masła.

środa, 5 sierpnia 2015

Trzy chińskie sosy, które mnie ratują, gdy mam ochotę na noodle

Od razu zaznaczam, że nie chodzi mi o produkty gotowe, które można kupić w sklepach. Posiadając kilka podstawowych składników, możecie samodzielnie przygotować chińskie noodle w 15-20 minut. Kiedy mam na nie ochotę, zamiast zamawiać jedzenie z knajpki, błyskawicznie robię je sama. Wychodzi i szybciej, i taniej.


piątek, 31 lipca 2015

Pięć niedrogich przyborów kuchennych, które ułatwiają życie

Oczywista oczywistość? Niekoniecznie. Są takie przybory kuchenne, które naprawdę warto mieć zawsze pod ręką. Oto piątka, bez której nie wyobrażam sobie życia w kuchni. Jeśli jeszcze ich nie macie, czas to nadrobić. Jeśli nie mają ich wasi znajomi, sprezentujcie im taki drobiazg przy najbliższej okazji. 

Na marginesie, nie ma na tej liście obieraczki julienne, na którą choruję od kilku tygodni, ale i ona niedługo pojawi się w moim arsenale. Na pewno przyda się fanom kuchni chińskiej oraz tym, którzy wykazują gotowość, by zamienić tradycyjny makaron na spaghetti z cukinii. Jadłam i powiadam Wam, wcale nie ustępuje mącznemu oryginałowi. Ma za to o wieeele kalorii mniej. Jeśli chodzi zaś o obieraczkę odsyłam Was do wujka Googla.


poniedziałek, 29 czerwca 2015

Musaka i blogowy kryzys


Miesiąc grecki - taki był plan. Skończyło się na sałatce greckiej i musace, do której spróbowania Was zachęcam, bo to proste i smaczne danie. Minęło pół roku, od kiedy rozpoczęłam blogową podróż po kuchniach świata i po tym czasie bardzo zatęskniłam za powrotem do domu, czyli sezonową, lokalną kuchnią. Taki ton przebijał się zresztą w ostatnim poście. Coraz bogatsze w warzywa i owoce stragany aż krzyczą do mnie, żebym przestała się wygłupiać i szukać wymyślnych składników tylko po to, żeby przygotować klasyczne danie z innej części świata, kiedy tuż pod nosem czekają na mnie takie pyszności. 

środa, 3 czerwca 2015

Prosta sałatka grecka i co ma moda wspólnego z gotowaniem

Według mojego kalendarza, w czerwcu zaplanowałam "zwiedzanie" kuchni greckiej. Zmęczona trochę tymi podróżami postanowiłam zacząć od czegoś prostego i klasycznego, czyli zwykłej sałatki greckiej. Piękne, ciepłe dni i pachnące pomidory na straganach zachęcają do lekkich obiadów. Zbliżające się coraz szybciej lato nawet we mnie obudziło nieśmiałą myśl, że może by tak zjeść coś bardziej fit i postarać się zrzucić zimowe sadełko :)