środa, 3 czerwca 2015

Prosta sałatka grecka i co ma moda wspólnego z gotowaniem

Według mojego kalendarza, w czerwcu zaplanowałam "zwiedzanie" kuchni greckiej. Zmęczona trochę tymi podróżami postanowiłam zacząć od czegoś prostego i klasycznego, czyli zwykłej sałatki greckiej. Piękne, ciepłe dni i pachnące pomidory na straganach zachęcają do lekkich obiadów. Zbliżające się coraz szybciej lato nawet we mnie obudziło nieśmiałą myśl, że może by tak zjeść coś bardziej fit i postarać się zrzucić zimowe sadełko :)

Ostatnio chodzi mi po głowie idea klasyki i minimalizmu w gotowaniu. Te pojęcia bardzo często pojawiały się w kontekście porządków w szafach i poszukiwaniu własnego stylu. Na początku roku byłam na spotkaniu, na którym słuchałam jak Asia z bloga Style Digger (klik) opowiadała o swojej blogowej drodze i momencie, kiedy zmęczona pogonią za coraz to nowymi stylizacjami, zaczęła bardziej koncentrować się na jakości ubrań, zastanawiać, co właściwie wie o tkaninach i powoli zmieniać swoje podejście do mody i stylu.

Wydaje mi się, że obecnie jestem w podobnym miejscu, jeśli chodzi o gotowanie. Nadal jestem łasa na gadżety typu jarmuż, pasternak, słoiczki pełne egzotycznych przypraw czy kasztany wodne, ale coraz bardziej tęsknię za prostymi, lokalnymi składnikami, za pomidorami, które pachną i smakują jak pomidory i polskimi truskawkami. Zmęczona poszukiwaniem składników, do tego co akurat zaplanowałam, tęsknię za tym, co sezonowe.

Tak jak w modzie mówi się o podstawowych elementach garderoby i dodatkach, które podrasują proste stylizacje, tak samo w kuchni mamy podstawowe produkty, które mogą nas zawsze uratować w momencie głodu i magiczne składniki, które sprawią, że wydacie jęk rozkoszy biorąc kęs na pozór zwykłej kanapki. W obu tych dziedzinach podobnie można podejść do świadomych i racjonalnych zakupów. Zwrócić uwagę na to, żeby nie marnować żywności, nie przepłacać, a tym co mamy w wózku oddać głos na uczciwą produkcję żywności i szacunek do niej. Wszystko to w granicach rozsądku. Bo nie chodzi o to, żeby wydać majątek w sklepach z ekologiczną żywnością, tylko żeby trochę bardziej świadomie spojrzeć na codzienne zakupowe wybory i nasze potrzeby.

Jak jest u Was? Często eksperymentujecie w kuchni czy raczej macie swój klasyczny repertuar, do którego tylko czasem wprowadzacie nowości? Czytacie etykiety na produktach i kupujecie jajka od szczęśliwych kur czy kierujecie się ceną przy zakupach? Są jakieś ekstrawagancje, na które sobie pozwalacie? Dobra oliwa z oliwek, parmezan zawsze na półce? A może jakieś grzechy? Ja jestem parówkowym skrytożercą. Nie jestem może z tego dumna, ale to takie szybkie rozwiązanie śniadaniowe... Pozwólcie, że się zrehabilituję przepisem na sałatkę :)


Składniki (2 porcje)
2 garście porwanej sałaty
2 pachnące dojrzałe pomidory
1 niewielki zielony ogórek sałatkowy
1 szalotka lub ćwierć czerwonej cebuli
garść czarnych oliwek
ser feta
oliwa z oliwek
sok z cytryny
oregano świeże lub suszone
sól i pieprz

Sposób przygotowania
Pomidory i ogórki pokroić w plastry. Szalotkę posiekać. Ser feta pokroić w kostkę.
Na talerzu ułożyć sałatę, pomidory i ogórki. Posolić i popieprzyć. Dodać posiakaną cebulkę, oliwki i fetę. Z oliwy, cytryny i oregano przygotować dressing dokładnie mieszając w proporcjach 3:2:1/2 łyżki. Polać całość przygotowanym sosem.


1 komentarz:

  1. Masz rację Asiu. Urok tkwi w prostocie pod każdym względem, jeśli chodzi o kulinaria często się o tym zapomina. Lubię eksperymentować w kuchni, szukać nowych produktów, ale czasem sama się na tym łapie, że zapominam o tym co mam pod ręką ;) ps. twoja sałatka wygląda bardzo smakowicie, idealna na letnie dni :)

    OdpowiedzUsuń