poniedziałek, 11 marca 2013

Zupa z czerwoną soczewicą


Wróciły zimowe dni, wróciły zupy. Tym razem nie krem, a całkiem staromodna zupa jarzynowa z soczewicą - gęsta i pożywna. Można dodać do niej podsmażoną ulubioną kiełbaskę, by stała się jeszcze bardziej sycąca. Przez długie lata nie byłam fanką zup. Jakiś czas temu jednak zaczęłam je doceniać. Są proste i krzepiące. W sam raz na małe co nieco. Można w nich utopić ciężki dzień w pracy czy w szkole. I ja właśnie to zrobiłam...


Składniki:
100g-150g opłukanej czerwonej soczewicy
2 marchewki
1 czerwona cebula
3 ząbki czosnku
1 por
puszka krojonych pomidorów (400g)
1l bulionu warzywnego
1 łyżka sosu sojowego
1 liść laurowy
sól i pieprz do smaku
oliwa do podsmażenia warzyw
pietruszka do posypania

Sposób przygotowania:
Marchewkę i cebulę kroimy w kostkę. Pora siekamy w plasterki. Pokrojone warzywa podsmażamy w garnku przez 5 minut. Dolewamy bulion, pomidory z puszki, soczewicę, zmiażdżony praską czosnek, liść laurowy i gotujemy 20-30 minut na małym ogniu, pod przykryciem. 

Czerwona soczewica gotuje się szybko. Kwaśne pomidory spowalniają ten proces, dzięki czemu soczewica się nie rozgotuje.

Na koniec doprawiamy zupę sosem sojowym, solą i pieprzem. W takiej kolejności. Pamiętajmy, że sos sojowy jest słony.


środa, 6 marca 2013

WISHLISTA marzec - książki kulinarne

Postanowiłam przedstawiać Wam co miesiąc tematyczną wishlistę z rzeczami, które chciałabym lub planuję posiadać. Ponieważ cierpliwość nie jest moją mocną stroną, prędzej czy później część z pokazywanych przedmiotów pewnie kupię. Jeśli ktoś z Was jest w posiadaniu czegoś co mnie interesuje, będę Wam wdzięczna za dzielenie się opiniami w komentarzach. Zarówno pozytywnymi jak i negatywnymi, które mogą uchronić mnie przed nietrafionym wydaniem pieniędzy. Nie ukrywam, że oprócz przeczytania Waszych opinii, samo przygotowanie wishlisty sprawiło mi dużą frajdę, bo mogę puścić wodzę fantazji i przez chwilę sobie pomarzyć.

Zaczynam od mojego rozwijającego się bzika na punkcie książek kulinarnych. Kiedy dostałam na święta Silver Spoon  przez jedną krótką chwilę wydawało mi się, że to jest książka, która spokojnie starczy mi na najbliższe, jeśli nie 7, to chociaż 5 lat. Niestety. Dział książki kulinarne w księgarniach przyciąga mnie jak pomidory bazylię. Jeśli mam gorszy tydzień, humor mi nie dopisuje i wydaje się, że nic mnie nie pocieszy, wtedy pojawia się myśl, że w zasadzie, to wszystko może mi wynagrodzić jedynie kolejny nabytek w postaci kolejnej książki kucharskiej lub jakiś gadżet do kuchni. W zasadzie, zaczynam się uważać za początkującego kolekcjonera książek kucharskich. Bez względu na to ile ich mam, kolejna sprawia mi przyjemność nie mniejszą niż poprzednie. 

Przejdźmy do meritum. Poniżej 6 książek, na które mam chrapkę.


W pierwszej kolejności - gwiazdy! Sophie Dahl, znana również jako apetyczna Sophie Dahl i jej druga książka kulinarna (obie książki dostępne w polskich wydaniach). W zasadzie nie wiem jakim cudem nie posiadam żadnej z dwóch książek tej autorki. Sophie pierwszy raz zobaczyłam w programie telewizyjnym. Ciężko nie być urzeczonym przez piękną modelkę, która w rustykalnym, domowym zaciszu miesza w garnkach. Podoba mi się klimat jej programów, lubię też książki podzielone na pory roku, więc przy najbliższej okazji pewnie sprawię sobie tę przyjemność lub wpiszę ją na listę prezentów.

Gordon Ramsey - wstyd się przyznać, ale nie posiadam żadnej jego książki. Chyba mój samozwańczy tytuł kolekcjonera książek kucharskich był przedwczesny :) Pierwsze "spotkanie"? Hell's Kitchen. Co za cham! Za kogo on się ma? - myślałam. Od jego książek trzymałam się z daleka, a na samą postać patrzyłam z odrazą. Kiedy zaczęłam oglądać amerykańskiego Master Cheffa moja niechęć powoli słabła. Pewnie pomogły również polskie doświadczenia z Magdą Gesler i większa świadomość na temat tego, że w tego typu programach chodzi o szokowanie i robienie show, a kulinarni celebryci po prostu wybierają sobie rolę, która ma być ich znakiem rozpoznawczym. Sama nie wiem kiedy Gordon Ramsey zdobył moją sympatię. Seria programów z jego "kursem kucharskim" podobała mi się ze względu na różnorodność dań i lekkość z jaką Ramsey do nich podchodził. Wydaje się, że w zasadzie każde z nich to bułka z masłem. Tylko co nie jest bułką z masłem dla Gordona Ramseya? Tak czy inaczej, czekam na polskie wydanie.


Książki tematyczne. Kuchnia indyjska nie jest mi specjalnie znana, natomiast ostatnimi czasy coś mnie w jej kierunku konsekwentnie ciągnie. W książkach z przepisami z różnych stron świata mam kilka przepisów, które z niej pochodzą lub o nią zahaczają i zazwyczaj ich efekt jest ciekawy i bardzo smaczny. W czasach randkowania z moim narzeczonym, zostałam zaproszona do restauracji indyjskiej koło placu Konstytucji i było to doświadczenie czegoś odmiennego. Przez większość swojego kulinarnego życia poruszam się w bezpiecznych, znanych ramach, natomiast zawsze wielką przyjemność przynosi mi odkrywanie czegoś nowego i zaskakującego. Taka jest dla mnie kuchnia indyjska i dlatego chciałabym mieć książkę z oryginalnymi przepisami z Indii. India Cookbook spełnia to zadanie znakomicie. Oczami wyobraźni widzę tą książkę jako indyjski odpowiednik włoskiej Silver Spoon. Jestem również fanką wydawnictwa Phaidon, które swoimi publikacjami w dziedzinie kulinariów robi na mnie ogromne wrażenie. To książka, o której najbardziej marzę ostatnimi czasy.

Książkę Petera Reinharda na temat chleba odnalazłam po dość krótkim researchu, więc nie jestem jeszcze pewna czy to na pewno to. Muszę wybrać się do księgarni i ją obejrzeć. Mam nadzieję, że ją znajdę. W gruncie rzeczy poszukuję dobrej publikacji o wypieku chleba, o jego historii, o mąkach i o wielkiej sztuce wypieku pieczywa. Pieczenie chleba jest dla mnie dużą lekcją pokory i w bezlitosny sposób odsłania braki podstawowej wiedzy w tym temacie. Łaknę wiedzy z tej dziedziny. Może macie jakieś polskie książki do polecenia?


Na sam koniec blogerki. W pierwszej kolejności Eliza Mórawska, czyli Liska z White Plate (klik). Podziwiam Liskę jako blogerkę. Bardzo świadomie wykreowała swoją markę. Uważnie dobiera projekty, w które się angażuje. Jej zdjęcia są cudowne. Mają w sobie ten magiczny pierwiastek, który sprawia, że chce się do nich wracać, oglądać dzień za dniem. Liska świadomie dzieli się z nami tylko częścią swojego świata, a może nawet kreuje ten świat dla nas. Stawia granice, których nie przekracza. I za to bardzo ją szanuję, to mi w niej imponuje, choć czasem chciałabym, by zdradziła więcej. To również sprawia, że ciągle jestem ciekawa tego co robi. Ostatnio natomiast "zrobiła" książkę. Nadała jej tytuł słodkie - genialny w swojej prostocie, z dużą klasą. Książki jeszcze nie kupiłam, ale na pewno to zrobię. Dlaczego? Jako wyraz uznania dla tego co robi i w jaki sposób. Myślę, że warto swoimi wyborami konsumenckimi wyrażać swoje opinie i popierać to co nam się podoba lub w co się wierzy.

Last but not least - What Katie ate (klik). Katie, tak jak i Liska to mój autorytet, jeśli chodzi o fotografię kulinarną. Mroczne, rustykalne zdjęcia, szorstkie powierzchnie, leciwe dodatki, przedmioty przeżywające drugą młodość na jej zdjęciach. Niby przypadkowe kompozycje, nieład, talerze leżące gdzieś miedzy przed chwilą a za chwile. Dania złapane tuż przed zjedzeniem. W sumie, to nie wiadomo gdzie jest stół z tym wszystkim. W starym zamku, dworku, wiejskiej chacie? Mam wrażenie, że w jej zdjęciowej rzeczywistości jest wieczny remont. Jednocześnie kryje się za tym jakaś tajemnica. Na kogo czeka to jedzenie? Kto ugryzł ten kawałek tortu? Gdzie poszedł? Jakie sprawy odciągnęły go od talerza? Tak jak każde inne zdjęcie, zdjęcia kulinarne również najlepsze są, gdy kryje się za nimi jakaś historia. Katie doskonale to rozumie.

Na tym koniec na dziś. Poznaliście książki, które krzyczą do mnie z półek księgarń. Czy jesteście w posiadaniu którejś z nich? Jak sprawdzają się przepisy w nich zawarte? A może Wy też marzycie o jakiejś pozycji na kulinarnym rynku wydawniczym?

niedziela, 3 marca 2013

Zupa curry z cukinii


Z niecierpliwością czekam na wiosnę. Zresztą jak co roku. Jednak zimny wiatr skutecznie przypomina mi każdego ranka, że to jeszcze nie dziś. Między jednym tęsknym spojrzeniem za okno w poszukiwaniu słońca, a drugim przygotowałam prostą, rozgrzewającą zupę curry z cukinii. Choć może się to wydać pretensjonalne, ciągle nie mogę się nadziwić, że z tak prostych przepisów, o minimalnej liczbie składników, powstają tak smaczne dania. Właśnie takie potrawy lubię najbardziej. Mało pracy i garnek pysznego kremu, po który można sięgnąć, gdy zaburczy nam w brzuchu. Leniwe popołudnie z książką i kubkiem zupy w ręce. Brakuje mi ostatnio takich dni.


Składniki:
1kg cukinii
1 duża biała cebula
0,5l bulionu warzywnego
1 łyżeczka pasty curry (łagodnej lub ostrej - wg Waszych upodobań)
2 czubate łyżki śmietanych 18%
1 łyżka masła (do podsmażenia cebuli)
sól do smaku

Sposób przygtowania:
Cebulę kroimy w drobną kostkę, cukinie kroimy w plasterki.

W garnku (3l) rozpuszczamy masło i podsmażamy cebulę aż się zeszkli. Dorzucamy cukinie, wlewamy bulion, dodajemy łyżeczkę curry. Mieszamy, doprowadzamy do wrzenia i pozostawiamy 20 min. na ogniu. W tym czasie 2krotnie mieszamy zupę, by cała cukienia się ugotowała. 

Po tym czasie zdejmujemy garnek z ognia. Całość dokładnie miksujemy blenderem ręcznym. Dosalamy do smaku i dodajemy śmietaną. Ponownie stawiamy  na ogniu i mieszamy jeszcze 3 minuty, żeby zupa się zagotowała a śmietana połączyła z kremem.

Smacznego!



piątek, 1 marca 2013

Cytrynowo-truskawkowy tort bezowy


Dla wszystkich, którym brakuje słodyczy na co dzień - słodki tort bezowy na weekend. Cztery warstwy bezy, masa bitej śmietany i słodki sos truskawkowy. Ostatnim bastionem rosądku jest cytrynowy akcent. Bomba kaloryczna, której ciężko się oprzeć. Marzyłam o tym torcie od kilku dni. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Składniki:
na bezy (możecie też kupić gotowe)
7 białek
350g cukru pudru
1 łyżeczka soku z cytryny
na bitą śmietanę
200 ml śmietany 30%
1 opakowanie cukru waniliowego
na krem
200 ml śmietany 30%
2 czubate łyżki serka mascarpone
1 łyżka cukru pudru
1 łyżka startej skórki z cytryny
1 łyżka soku z cytryny (może być więcej, wg waszego uznania)
na sos truskawkowy
200g mrożonych truskawek
1 szklanka białego cukru
opcjonalnie
żółty barwnik spożywczy do kremu i/lub bitej śmietany
świeże truskawki do dekoracji

Sposób przygotowania:
Bezy
Ubić mikserem lub robotem białka aż będą sztywne. Dalej ubijając dodawać cukier łyżka po łyżce. Na końcu wlać sok z cytryny.
Na arkuszy papieru do pieczenia narysować 4 koła o średnicy 15cm. Łyżką nakładać białka i formować okrągłe bezy.
Dorotuś polecała piec bezy 1 godzinę w temperaturze 140 stopni. Być może jest to dobra opcja, jeśli mamy w piekarniku termoobieg. Ja go nie mam i piekłam bezy niecałą godzinę w temperaturze 130 stopniach, co 10 minut uchylając częściowo drzwiczki, by wyleciała z piekarnika para. W przeciwnym razie mogą nie stwardnieć.
Bezy zostawić w stygnącym piekarnku z otwartymi drzwiczkami.

Truskawki podgrzać w rondelku z cukrem. Gotować aż po wylaniu łyżeczki sosu na zimne naczynie będzie gęsty. Ostudzić.

Śmietanę ubić i na koniec ubijania dodać cukier waniliowy.

Na krem ubić kolejną porcję śmietany, dodać cukier, serek mascarpone i skórkę z cytryny. Wymieszać. Dolać sok z cytryny i wymieszać.

Na koniec "składamy tort". Najpierw beza. Na nią 2/3 kremu z mascarpone. Druga beza, na nią 1/3 kremu mascarpone, a na krem sos truskawkowy (zostawić trochę do polania wierzchu). Trzecia beza. Na bezę 3/4 bitej śmietany. Czwarta beza. Na nią reszta bitej śmietany i sos truskawkowy.