Wiosna. Wszystko rośnie - rośliny i... chleby. Wracam do ich pieczenia.
Na pierwszy ogień poszedł chleb na drożdżach, z garnka. Bardzo prosty w przygotowaniu, a efektowny. Nie mam garnka żeliwnego, więc piekę albo w szklanych naczyniach, albo w widocznym na zdjęciu garnku ceramicznym.
Użyłam drożdży suchych - 1 łyżeczka robi robotę. Przepis podaję poniżej. Znalazłam go na blogu przepisnachleb.pl. Pod przepisem z kolei, jeszcze trochę refleksji.
Składniki:
- 450g mąki pszennej 650
- 330g/ml wody
- 1 łyżeczka soli
- 1 łyżeczka cukru
- 1 łyżeczka suszonych drożdży
Przygotowanie:
Wszystkie składniki wymieszać wieczorem w misce. Można to zrobić łyżką. Tylko do połączenia składników. Żadne roboty nie są potrzebne. Drożdże przez noc zrobią swoje.
Przykryć ciasto folią spożywczą lub ręcznikiem i zostawić na 10-18 godzin (na noc, do rana).
Rano obsypać mąką blat i wyjąć ciasto. Złożyć 4 boki. Przełożyć na drugą stronę. Uformować kulę i przełożyć do obsypanego mąką koszyka lub miski ze ściereczką obsypaną mąką. Odstawić na 1 godzinę przykryte ściereczką.
W tym czasie włożyć do piekarnika naczynie do pieczenia i rozgrzać wszystko do temperatury 240 stopni.
Wyjąć z piekarnika naczynie. Przełożyć do niego chleb i przykryć. Piec pod przykryciem 20-30 minut. Zdjąć pokrywkę i dopiekać kolejne 20 minut aż chleb zbrązowieje.
Studzić na kratce.
***
Chleb wychodzi spory. Jeśli nie przejecie go w 2 dni to potem świetnie nadaje się na grzanki z tostera. Uwielbiam go jeść w tej formie z pomidorami malinowymi.
Drobny sukces z chlebem na drożdżach obudził we mnie chęć powrotu do pieczenia na zakwasie. Starter powoli dojrzewa w słoiku. W weekend pewnie będzie gotowy do pierwszych wypieków.
Zamarzyły mi się też organiczne mąki z polskich młynów. Gdyby ktoś mógł polecić jakieś sklepy internetowe ze sprawdzonymi mąkami byłoby super, ale obawiam się, że nikt nie przeczyta tego posta, bo od 5 lat nie prowadziłam bloga.
Zatęskniłam jednak za pieczeniem i gotowaniem, i dzieleniem się swoimi sukcesami i porażkami na tym polu.
Przez 5 lat zmieniło się u mnie wiele. Zmieniło się też podejście do kulinarnego blogowania. Własna działalność fotograficzna sprawiła, że wreszcie zrozumiałam, co w fotografii cenię sobie najbardziej, a jest to autentyczność i dokumentowanie, a nie kreowanie i stylizacja. Te bez żalu pozostawiam kolorowym magazynom.
Bloga odkopałam, bo szukałam przepisu na drożdżowe ciasto, które chciałam zrobić na tą Wielkanoc w izolacji. Z Kubą w pamięci mamy ciasto drożdżowe, które robiłam jeszcze na Żoliborzu, a które wyrosło niemiłosiernie (z tego wpisu). Wskrzesiłam więc blog na Bloggerze :)
Pewnie będę tutaj wracać i dzielić się swoimi kulinarnymi poczynaniami i refleksjami, bo... sprawia mi to przyjemność. Miło byłoby sobie z kimś tu o tym móc plotkować. Wpadajcie więc.
A dziś, jeśli ktokolwiek to czyta, byłabym wdzięczna za polecenie dobrych mąk na chleb i ulubionego masła.